Wysoki Sejmie!
[...]
We wniosku moim nadmieniam, że w całej Małopolsce, nie wiem, czy z wiedzą, czy bez wiedzy odpowiednich czynników, a więc Ministerstwa Spraw Wojskowych, odbywają się pobory rozmaitych roczników. Kiedy przychodzą reklamacje tzw. kierowników gospodarstw rolnych i koniecznych żywicieli rodzin, wzywa się do komisji lekarskiej kobiety, matki i siostry wyżej wymienionych celem dokonania oględzin (Glosy: skandal – barbarzyństwo!). Oględziny te odbywają się w ten sposób, że w obecności lekarzy, stanowiących komisję, a często nawet i ludzi nie mających nic wspólnego z tym fachem, każą się tym kobietom rozbierać do naga wśród drwin ludzi (Glos: wprost nie do wiary!), którzy się tam znajdują i doprowadza się do tego, że w sposób niesłychany obraża się wstyd i godność kobiety.
Ponieważ upomnienia i interwencja poszczególnych osób nie wydały rezultatu, przeto mimo iż materia ta jest nieprzyjemna i drażliwa, wobec niesłychanego rozdrażnienia i wzburzenia w ten sposób traktowanej ludności, bo takie rzeczy nie działy się nawet podczas rządów okupacyjnych i zaborczych (Głosy: nigdzie się nie działy), musiałem wystąpić przed forum publiczne, które musi zrobić z tym porządek, czego nie zrobiły władze do tego powołane. Jeśli dotknąłem tej materii, zastrzegam się, że nie występuję przeciw armii, ale przeciw tej rozpoczynającej się u nas hulance soldateski. Widzimy dzisiaj, że na każdym kroku armia zaczyna być kastą nie związaną ze społeczeństwem. Musimy się przeciw temu zastrzec i przestrzec te czynniki, że postępują w sposób wysoce szkodliwy dla państwa.
Warszawa, 24 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Oszczędna ludność, mieszkająca i pracująca za morzem lat dziesiątki, niejednokrotnie nagromadziła dość dużo grosza po to, ażeby z nim powrócić, utrzymać i zasilić swoje rodziny, zakupić grunt i stworzyć dla siebie i potomności przyszłość. Okazuje się jednak, że nic nie zrobiono w tym kierunku, ażeby ochronić to mienie ludzi, którzy dotychczas jeszcze przybyć nie mogli, ale którzy chcą swoim rodzinom pomóc; wiadomo, że wskutek braku organizacji na tym polu, wszelkie posyłki wysłane albo dochodzą dopiero po paru miesiącach, albo też dochodzą rozbite, w połowie rozkradzione, albo - co się bardzo często zdarza – zupełnie nie dochodzą. Organizację w tej dziedzinie posunięto na wychodźstwie tak daleko, że dla marnych paczek, które przysyłają krewni, a w których znajduje się, czy to trochę płótna, czy odzieży, przyjeżdżają ludzie do Warszawy, gdyż inaczej posyłki nigdy nie doszłyby do rąk adresatów. Nie wiem, czy gdziekolwiek, w jakimś cokolwiek zorganizowanym państwie, gdzie byłby bodaj surogat organizacji, stosunki podobne byłyby możliwe i cierpiane. (Głos: do Gdańska trzeba jechać).
[...]
Ludzie, którzy zmuszeni byli potargać węzły rodzinne, ludzie, którzy mieszkają od siebie oddaleni, a pragną żyć obok siebie, szukają wszelkich dróg i środków, ażeby to anormalne życie zakończyć i zacząć normalne życie. W kraju zaś wskutek stosunków, jakie zapanowały wskutek bezrobocia, głodu, ucisku niejednokrotnie, jest dziś niesłychana chęć wyjazdu za morze do swoich, ażeby sobie ulżyć tej nędzy, którą się tu przechodzi. W tym kierunku nie zrobiono również ani kroku, prócz kilku papierowych rezolucji, na podstawie których nikt do Ameryki nie pojedzie i nikt z Ameryki nie wróci. Stosunki te muszą ulec kardynalnej zmianie. Obowiązkiem Wysokiej Izby było zająć się tymi sprawami i zwrócić uwagę tych, którzy są odpowiedzialni za to wszystko, zwrócić uwagę rządu. Możemy mieć chyba nadzieję, że nareszcie rząd zrozumie powagę chwili, zrozumie swój obowiązek i zrobi wszystko co należy, żeby te stosunki anormalne, które się przeradzają niejednokrotnie w skandaliczne, raz nareszcie unormować. (Brawa).
Warszawa, 19 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.